Destrukcja w konstrukcji

|Wstęp|


Marzec był miesiącem pod znakiem ośrodków, pensjonatów, czy też innych kolonii. Choć wielkim pasjonatem dalekich rajdów w pogoni za coraz to lepszymi, elitarnymi miejscami nie jestem, to muszę przyznać, że tym razem, aby odwiedzić kilka „lepszych” lokalizacji pokonałem o wiele więcej kilometrów niż przyjąłem w zwyczaju. (lecz nadal o milion mniej niż belgijsko-francusko-niemiecko-kazachscy rajderzy)
Bardziej niż wszelkie tony znakomitego wyposażenia, oczy me raduje przyroda w miejscach, które odwiedzam. Każdą zieleń lub pajęczyny i kurz cenię sobie ponad wszystkie elementy wyposażenia. Oczywiście, ma ono wielki wpływ na otoczenie i bardzo miło jest znaleźć nieruszony przez szabrowników budynek, ale to jednak natura świadczy o czasowym przeżarciu.

Połowa marca za przysłowiowym pasem, opuszczonych miejsc jednak brak. Pierwsza okazja nadarzyła się podczas comiesięcznego wypadu na Pomorze.
Zmierzyć mi przyszło się z pensjonatem, w którym pewna anomalia do jego kresu doprowadzić chciała.

Dodam, że teren jest nadzwyczaj oblepiony wszelką maścią militariów, a miasto, w którym się znajduje, to jeden z najpopularniejszych kurortów, zatem trafienie na opuszczony ośrodek dotychczas graniczyło z cudem.

Do rzeczy.

Destrukcja w konstrukcji


Dzień wycieczki nie był jakoś nadzwyczaj zimny, choć mawiają, że „w garncu jak w marcu”. Do warunków Klątwy sporo brakowało, gdyż za kilka dni miała się wszakże zacząć wiosna. Mimo tego, brak ruchu powodował nieprzyjemne odrętwienie kończyn, mocno kolidujące z fachem szatmana.

DSC09912

Po niemal dwugodzinnej podróży mym ulubionym środkiem transportu, czyli pociągiem, w końcu stanąłem przed celem. Przyglądając się wstępnie miejscu, które miałem lada chwila zacząć zwiedzać, stała się rzecz dziwna. Gdyby jako winowajcę wyznaczyć mocny podmuch wiatru, nie byłoby w tym nic ekstraordynaryjnego, lecz nagłemu otworzeniu się furtki towarzyszyło skrzypnięcie sprężyny w mechanizmie klamki oraz niezauważalne wręcz jej pochylenie, co nie dzieje się bez interwencji fizycznych.

DSC09911

Przyjąłem zaproszenie bez tworzenia wymówek, wszedłem dostojnym krokiem na posesję i przystanąłem na chwilę, bowiem zauważyłem kolejne niecodzienne zjawisko. Na terenie rosła bardzo wysoka, wysuszona trawa i występowała właściwie wszędzie, nawet pomiędzy płytkami trotuaru. Dziwna zależność była taka, że gdy stałem nieruchomo, trawa kołysała się miarodajnie, natomiast gdy podejmowałem ruch, tamta zastygała, jakobym zakłócał aurę miejsca.
Pomimo jasnych sygnałów niezwiastujących niczego przyjemnego wszedłem do środka. Pierwszym, co zobaczyłem, była wielka sala wyglądająca na jadalnię, po której porozrzucane leżały szczątki krzeseł oraz wielu innych śmieci.

DSC09843

DSC09845

DSC09842
Pod ścianą pogrom przetrwało kilka nieruszonych stołów, tudzież jakieś gaśnice, natomiast za przegrodą na prawo od wejścia walała się cała masa różności, czyt. zabawkowa ciężarówka, krzesła, szczątki zdewastowanego pieca kaflowego, antena satelitarna, przenośny grill…
Przeciwna strona holu oferowała dwie opcje. Zależnie od preferencji mogłem się udać do części mieszkalnej na górę oraz zwiedzać kuchnie i pomieszczenia pracownicze na dolną część. Wybrałem opcję numer jeden, chcąc prędko zbadać główną część obiektu.

Kilka następnych chwil obfitowało w emocje. Był zachwyt, było przygnębienie, nawet złość się załapała. Totalna mieszanka. Wszystko przez jeden widok. Kontrast jaki ujrzałem w tym obiekcie był wręcz absurdalny. Zwiedzając część mieszkalną zastałem kilka porządnie wyposażonych pokoi, lecz całe południowo-zachodnie skrzydło budynku zostało zaorane, natura nie miała problemu z wynajęciem pokoi. Wyglądało to tak, że stojąc twarzą w stronę zatoki lewa strona była w kondycji zwanej rozkładem, natomiast prawa prezentowała się wręcz perfekcyjnie, w niektórych pokojach można było od razu zamieszkać. Bez opływania w luksusy, ale komu to potrzebne?

Kolejne miejsce, kolejna zagadka. Nigdy wcześniej nie widziałem czegoś takiego, żeby 80% budynku było w bardzo dobrym stanie, a pozostała część budziła ogromne wątpliwości w kwestii bezpieczeństwa i stabilności, będąc przegniłą oraz zniszczoną przez warunki atmosferyczne współpracujące z czasem. Wyszedłem na korytarz, odgarnąłem zasłonę. Chciałem tym sposobem wpuścić trochę więcej i tak słabego światła. Opierając się o ścianę poczułem, że coś w niej pulsuje. Odskoczyłem, a w miejscu, gdzie kilka sekund wcześniej spoczywało moje ramię, nagle pojawiły się małe drzwiczki. Można było również usłyszeć cichą pracę jakiegoś mechanizmu, lecz nie dało się jednoznacznie określić, skąd ów dźwięk dochodzi. Powoli zbliżyłem rękę do pokrywy, pociągnąłem. Oczom mym ukazała się działająca skrzynka rozdzielcza. Do listy podejrzanych doszło kluczowe pytanie: dlaczego w opuszczonym miejscu jest elektryczność?

DSC09804-HDR

W tym momencie zdałem sobie sprawę, że nie uniknę konfrontacji, zatem dla własnego dobra spożyłem specyfik poprawiający refleks oraz pozwalający na częściowe wyczucie różnorakich anomalii, tudzież miejsc mocy.
Drugi w kolejności pokój od skrzynki pokryty był niemal w całości przez zieleń. Łóżka posiadały mchowe koce, a ściany i podłoga również emanowały zielenią. Ponadto w powietrzu unosiła się ciepła woń wilgoci. Wychodząc na korytarz zauważyłem, że jestem niemal cały mokry od potu. Przekroczyłem próg jeszcze raz, aby potwierdzić swoje podejrzenie – w pomieszczeniu tym temperatura była kilkukrotnie wyższa niż poza nim. Istny tropik, nic dziwnego, iż cały był w zieleni.

DSC09796
Po zwiedzeniu tego piętra i kilku odkryciach przyszła pora na wyższy etaż. Schody prowadzące na kolejny poziom zupełnie nie pasowały do architektury budynku, głównie za sprawą fikuśnej poręczy z detalem. Zastałem na nim jeszcze większy bałagan, niż w sali jadalnej, trzeba było dosłownie skakać pomiędzy stertami zniszczonego wyposażenia.

DSC09806

Próbując zbadać zagadkę pensjonatu udałem się do pokoju nad tropikiem. Tam również widać było ślady zieleni, lecz o wiele mniejsze. Na parkiecie stały zgrzewki wypełnione wodą, a strop wyglądał jakby zaraz miał się zawalić. Co lepsze, pokój obok częściowo nie posiadał podłogi, a zwalone piętro niżej belki wykazywały ślad pożaru. Przyjrzałem się dokładnie sklepieniu, stąpając po względnie bezpiecznej konstrukcji. Kilka zajętych przez zieleń pokoi miało ewidentny kontakt z ogniem. Niektóre mniej, jak ten, a niektóre bardziej, jak obok. Przez chwilę miałem wrażenie, że z góry wylatuje cienka strużka dymu, a chwilę potem kierowany przeczuciem wyskoczyłem na korytarz znikając za ścianą, gdy z sufitu urwał się kawałek rozżarzonej belki wpadając wprost do wody i tworząc zawiesistą zasłonę dymną.

DSC09807-HDR

DSC09809-HDR
Początkowo anomalia zjadła całe to pomieszczenie, lecz gdy wycofując się nieuważnie nadepnąłem na kawałek obudowy od telewizora, jej języki zaczęły wychodzić na korytarz. Nie zastanawiając się ani chwili dłużej przeleciałem przez całą długość korytarza w poszukiwaniu kryjówki. Aneks kuchenny, salon, pokój z wieloma opakowaniami i dziecięcą wanną, wyjście na dach…

DSC09834

Widząc, że dziwna mgła nie dotarła jeszcze do schodów, udałem się piętro niżej, wyleciałem z powrotem do holu jadalnego, lecz w momencie skoku z ostatnich schodków ścięła mnie potwornie silna fala powietrza. Leżałem bez czucia na podłodze, za mną musiało być zejście do kuchni. Dookoła latały w spowolnionym, nieostrym tempie mewy. Kto je tu wpuścił?!

DSC09902

Paranoja.

Po chwili wycofywałem się tyłem, a gdy spadłem niżej, szybko zamknąłem drzwi i rozgorączkowany zacząłem błądzić, poszukując jakiegoś bezpiecznego kąta. W skroniach huczało niemiłosiernie, dźwięk, który niemal rozsadzał mi głowę. Przeszedłem przez pomieszczenia pracownicze, zmywak, magazyn, czy też chłodnię i na końcu dojrzałem coś na kształt zamaskowanych drzwi (wzrok nie wrócił do optymalnej formy i nie widziałem tak ostro, jak zazwyczaj).

Nacisnąłem na klamkę z nadzieją, że odpuszczą bez dodatkowych interakcji i w tym samym momencie usłyszałem wdzierającą się szturmem po drugiej stronie kuchni destrukcję. W następnej chwili było ciemno, leżałem na stercie różności i pełznąłem do przodu. Nie wiedziałem co się dzieje, czułem smar, zgniliznę oraz kurz. Ledwo przytomny dotarłem do końca korytarza. Oparłem się o niemal całkowicie zgniłe krzesło i jakimś cudem wstałem. Ból powoli ustępował, lecz w jego miejsce powoli wchodziła świadomość czyjejś obecności. Jakbym wraz z zamknięciem drzwi odciął się od druzgoczącej umysł siły destrukcji, lecz wpadł w sidła mocy o wiele potężniejszej, będącej epicentrum wszelkiego zła panującego w tym miejscu. Wtem w głowie pojawił mi się dziwny schemat z trzema pokojami, położonymi na różnych piętrach. Zamknąłem oczy i skupiłem się na nim, z dziwną obawą, że coś kieruje tokiem mych myśli. Jeden miał odciągać ludzi od elektrycznej skrzynki (pomieszczenie pokryte w całości przez zieleń), a kolejny wabić w zasadzkę (pokój, z którego wychodziła anomalia). Ostatni pokój zawierał na schemacie kilka linii, które szły meandrując do pozostałych, tworząc kompletnie dla mnie niezrozumiałe połączenie. Pozostałe piętra zwiedziłem, zatem wszystko wskazywało na to, że gdzieś tutaj, kilka metrów ode mnie lokalizował się uśpiony rdzeń destrukcji, epicentrum całej zagadki.

Kierowany przez to coś napotkałem dwa bardzo podobne pomieszczenia. Z pozoru normalne: łóżka, szafa, stolik, zalegająca na posadzce cienka warstwa wody, pod którą gdzieniegdzie dojrzeć można było jakieś glony. W drugim również stała woda, za to pod sufitem zawieszone były sznurki, które mogły mieć jakiś związek ze schematem.

DSC09856-HDRDSC09853

Tym, co go wyróżniało, było artystyczne ustawienie łóżek i materaców na sobie, przez co tworzyły niezgrabną, kolorową bryłę. Gdy postawiłem nogę w kałuży, spomiędzy warstw coś się zaczęło ospale wysuwać. Podszedłem bliżej, zobaczyłem ludzkie dłonie, spierzchnięte i blade, konwulsyjnie drżące, jakoby były sztucznie podtrzymywane przy życiu. Do tego niebieski materac w ciągu kilku sekund wypuścił sporą plamę krwi. Odwrót.

ręce z łóżek

Cofnąłem się krok, w tym samym momencie coś wciągnęło kończyny do wnętrza materacowej konstrukcji. Paznokieć jednej z nich pozostał wbity w materac, brr. Powoli opuszczałem pułapkę starając się jak najmniej mącić wodne podłoże, widząc jak z każdą sekundą linki pod sufitem coraz bardziej się napinały. Przez okna nie da rady, cholerne kraty. Czy zdążę do drzwi?? Jeszcze kilka centymetrów… Wyskoczyłem ledwo uskakując przed zamykającymi się z ogromną siłą drzwiami. O CO DO CHOLERY TU CHODZI – serce latało mi pod kurtką jak szalone, oszołomione napotkanym widokiem oraz faktem, że pomimo impetu drzwi nie wydały żadnego dźwięku, gdy spoczęły przyblokowane przez framugę. Wyjąłem scyzoryk i nie myśląc prawie w ogóle wkroczyłem do pierwszego pokoju.

DSC09858-HDR

Od tego momentu byłem jakby uwięziony w głębi swej czaszki, widząc pokój ze swej perspektywy, lecz jednak trochę więcej, bo mając możność obserwacji wszystkiego dookoła. Takie 360 stopni. Fizycznie niemożliwe, lecz co jest możliwe? Lepiej – kompletnie nie miałem wpływu na to, co robię, jakby moimi rękami dopełnić się miało przeznaczenie.
Kopnąwszy kawałek ściany wgłąb wodnej pułapki stanąłem na stelażu łóżka, które pokryte było długimi, skręconymi linkami z dziwnego materiału. Po chwili twory te zaczęły się przemieszczać w kierunku nieruchomego gruzu. Gdy były zaledwie kilka centymetrów od celu, skoczyłem na materac z zamiarem przecięcia głównej wiązki, wykonałem iście asasyński zamach ręką z ostrzem… Świat zawirował, usłyszałem głuchy plusk wpadającego do wody noża, a sam opadłem na łóżko, widząc jedynie jak wszystko się kurczy i rozmywa

DSC09882

DSC09879

(Nie)świadoma nicość. Czasem tak jest, gdy człowiek zapatrzy się w pewne zjawisko. Myśli wtedy zjeżdżają na nieznane tory omijając schemat podawany w instrukcji człowieczego mózgu i po bliżej nieokreślonym czasie dochodzisz do siebie, nie potrafiąc wytłumaczyć, co się przed chwilą wydarzyło, gdyż w głowie nie istnieje żaden rejestr z tego momentu.

DSC09872 DSC09877

Mocny zapach zgnilizny rozpalił nozdrza, coś mokrego przylegało mi do twarzy.
Przez zaciśnięte powieki widziałem jasne, białe światło. Czyżbym sczezł…? Nim otworzyłem oczy, spróbowałem się uszczypnąć – auć, nie tym razem. Stałem oparty policzkiem o pokrytą wilgotnym mchem szybę w pokoju, z którego jeszcze kilka chwil cudem uciekłem. W lewej ręce trzymałem scyzoryk, natomiast w prawej jedną z diabelskich wiązek. Dzierżyłem coś jeszcze. Nieuzasadnioną pewność, że w pensjonacie nic więcej już nie urzęduje.
Nie wiedziałem, co mną kierowało, ale jeżeli to była sama destrukcja, to chyba dokonała „samobójstwa”. Zgrabna dedukcja oszołomionym mózgiem.
Wytarłem policzek, wyszedłem z zaplecza, wspiąłem się po schodkach i spojrzałem na skrzynkę rozdzielczą.

Brak cyferek na pulpicie, korki przepalone, cisza.

DSC09800

Tropikalny pokój wyczuwalnie utracił swe ciepło, a po zagnieżdżonej w belkach destrukcji pozostał jedynie wydrążony, cienki tunel, niedostrzegalny dla niewtajemniczonego. Mało kto da wiarę przyczynie pożarów, może to i lepiej dla mnie, i dla tego miejsca. Z drugiej strony pozostawiony bez ochrony pensjonat w miejscu jak te, to niezbyt dobry pomysł. Co mogłem, to zrobiłem.

Doczekawszy się końca działania mojego specyfiku powstałem, a wiatr zakołysał wiszącym kawałkiem sufitu. Odwróciłem się na pięcie i przeszedłem przez cały korytarz mijając śmieszne, dopasowane jak nigdy, schody. Słysząc resztki niesionego przez ściany sali jadalnej tupotu ciężkiego obuwia przeskoczyłem przez ławkę blokującą wejście. Teraz trotuarem do furtki i daswidania.

DSC09906

Wysoka trawa wolno i miarodajnie szeleściła raz przy jednym, a raz przy drugim bucie.

|Epilog|


W pociągu powrotnym odpoczywając przy nadal parzącej herbacie dopadła mnie refleksja.
Choć rozwikłałem całą zagadkę pensjonatu, to wciąż pozostaje jedna, bardzo niejasna sprawa. Skąd całe to cholerstwo tu przypełzło? Czyżby miało to jakiś związek z poniemieckimi bunkrami-laboratoriami na Pomorzu oraz szeregiem tajnych badań prowadzonych przez Rzeszę? Mogę się tylko domyślać, wyprowadzając przeróżne teorie oraz hipotezy, gdyż obawiam się, że większość osób zdolna potwierdzić moje domysły rzucając na sprawę nieco światła, dawno temu pożegnała się z tym światem w sposób mniej, lub bardziej człowieczy. Zresztą anomalia ta mogła równie dobrze wypełznąć prosto z morza, w końcu do pensjonatu jest góra 5 minut piechotą (uwzględniając średnie tempo mutanta na podstawie badań z 2016 roku)…
Może kiedyś uda mi się zdobyć tajną, podziemną fabrykę szwabskich szaleńców i odkryć akta strzeżone przez armię nazistowskich zombiaków…
Jestem gotów, ale…gdybać można dużo.

O wiele za dużo w mym przypadku.

Podziel się ze mną swą opinią!