II. Momenty

…i dzień w noc przeszedł.
Upiornie chuda, starsza kobieta siedziała sama w komnacie. Na stole obok niej leżało ledwo już parujące jadło, a w piecu niecierpliwie trzaskało drewno.
Trzęsącą się z poddenerwowania ręką staruszka chwyciła w dłoń zasłużony kaszkiet.
Oby tym razem się udało. – pomyślała.

dsc03594


Jedna noc,
reszta dni,
zlanych w całość,
w jeden krzyk.

Nareszcie.
Ja, Broń
Ludzkości, przestąpię przez wrota,
Zatrzymać mi przyjdzie
dopiero na płotach!

Zaraza, koniec tej zabawy! – przemówiło widziadło i zmaterializowało się bez użycia materii w samym środku żydowskiego cmentarza.

dsc03592

Duch Wenrykh’a Makohonitz’a po raz kolejny wystąpił z zaświatów, korzystając z zepsutej furtki między wymiarami. Taka okazja nadarzała się tylko raz w roku, podczas nocy Dziadów. Co więcej, nie każdemu było dane skorzystanie z takowego wyjścia, albowiem, musisz wiedzieć, Niewidzialny Obserwatorze, że ów sprytny panicz za życia był niesławnym menipuleytorem czasoprzestrzeni i jak nikt inny wiedział, jak menipulyować pewnym niczym, aby z tego niczego nie wyjść. Dokładnie rzecz ujmując, udawało mu się to tylko dlatego, że co roku chciano go wywołać, lecz robiono to nie do końca prawidłowo i za każdym razem Werhdyk pojawiał się nieopodal swego nagrobka z tak zwanym czasem wolnym do usług.

dsc03529

Pierwsze pozacielesne wędrówki były dla niego, niczym pierwsze zaciągnięcie się powietrzem w dzień zwany Nowym Rokiem, lecz z czasem nabrały smaku rutynowego poniedziałku. Mimo wszystko raczej cieszył się na myśl o corocznej przepustce ze świata zmarłych, ponieważ na Ziemi co prawda pachniało paskudnie, ale była to zróżnicowana paskuda, czego w żadnym wypadku nie można było powiedzieć o Zaświatach. Tam bowiem zapach był bardziej widzialny nic wyczuwalny, gdyż przez setki tysięcy lat zdążyły nagromadzić się w nich legiony tak zwanych teściowych.
Wherynk każdą wycieczkę zaczynał tak samo, chodząc po sąsiadujących mogiłach i czytając z góry inskrypcje. Jako, że duchów grawitacja nie obowiązuje, to mógł on stać na macewie będąc jednocześnie zwróconym twarzą do ziemi. Widziane z tej perspektywy inskrypcje prezentowały się o wiele ciekawiej, oto przykłady kilku z nich:

dsc03501

Lubił podnosić ciężary, ale trochę go poniosło – i umarł.

dsc03557

Nie pił, nie palił, a i tak wziął i umarł.

dsc03548

Może i nie był najmądrzejszy, może i nie najpiękniejszy, ale zawsze dawał z siebie solidne 60%.

dsc03495

Schodził z gór tak wytrwale, że zszedł na stałe.

dsc03525

Tak długo balowali, że z wycieńczenia poumierali.

dsc03520

Mówił, jak jest, zanim to było modne – i to go zabiło.

dsc03527

Zapomniał, że trzeba jeść – i umarł.

dsc03562

A mówiłem wam, że jestem chory!

Nadzwyczaj zabawne te epitafia, a to jeszcze nie koniec! Gdy pewnego razu stanął na swojej macewie, ujrzał coś takiego:

dsc03526

dsc03496

Lubił zatrzymywać chwile, lecz pewnego razu, to chwila zatrzymała jego.

Nie da się zaprzeczyć. – pomyślał, po czym udał się na coroczny spacer po kirkucie.
Doceniał te momenty, mimo tego, że znał już cały cmentarz niczym własną poszetkę, ponieważ dawały mu niczym niezastąpione poczucie ucieczki, które ponoć weszło Żydom w nawyk.
Będąc już niemal przy końcu ujrzał główną część kirkutu, coś na kształt wzniesienia, takiej dziwnej sceny.
Nic zwyczajnego, lecz… na schodach od boku ujrzał coś nowego, czego wcześniej nie było, a mianowicie napis głoszący „SLAYER KURCZE 666”.

dsc03576
Slayer? Ten Ljukash Slayer? Myślałem, że zmarł w 1899 roku…
Niestety Werakh nie miał prawa wiedzieć, że owe czarne litery propagują grupę wędrownych trubadurów. Nie te czasy, choć bardzo dziwne i wyjęte spod standardowej definicji nauczanej wiek później.

dsc03544

Połowa nocy minęła, czas powoli uciekał. Wiernyk natomiast zbliżał się do granicy cmentarza. Jako wiedzący nieco więcej narrator, dopowiem, że teren za kirkutem jest nieosiągalny dla jakiejkolwiek leżącej nań duszy żydowskiej.
Wiele lat temu, gdy stawiano drewniane ogrodzenie wokół tego miejsca, ludowi zabobońcy (ludzie przejawiający ponadprzeciętną tendencję do negatywnego postrzegania świata i, co za tym idzie, panikowania) najęli guślarza, aby postawił on proste zaklęcie, więżące permanentnie każdego leżącego tu nieszczęśnika. Jakie czasy, taka protekcja. Dodatkowym aspektem owej ochrony jest fakt, że oddziela teren kirkutu od realności. Znaczy to mniej więcej tyle, że to, co poza nim, nie jest widoczne dla nieżywych, lecz zostaje wykreowany obraz zgodny z tym, co tu było w momencie śmierci danego osobnika. Można poniekąd przyrównać, że poprawnie administrowany serwer kirkutu nie jest połączony z resztą realnej infrastruktury od pewnego czasu, nie mając informacji o aktualizacjach tekstur poza nim. Może się wydawać dziwne, ale chyba tak jest.
Wracając do głównego bohatera o bliżej nieokreślonym imieniu, nikt przez tyle lat nie pomyślał, że ktoś, przy teoretycznym włamie na teren cmentarza, może nadepnąć na jeden z ochronnych kamieni runicznych (ukrytych w równych odstępach 9-15 centymetrów od ogrodzenia) i, że powstanie w ten sposób mała dziura w czarze negująca poprawność stwierdzenia „permanentnie uwięzieni”. Żodyn nie pomyślał. A wystarczyło je nieco zakopać.

dsc03569

Dalej było tak:

1. Enwrykh zauważył lukę, zatem przez nią wyszedł.
2. Zmaterializowaną nagle rzeczywistość potraktował bez szału, jako, że współczesny teren wokół kirkutu jest nudny, brudny i mało nowoczesny (częściowe potwierdzenie teorii o braku emocji u duchów, lub teorii o zmyśle poprawnej krytyki architekturalnej u Żydów).
3. Widząc dużo świateł na ulicach, udał się w kierunku blaszanej maszyny na kołach z migającym niebieskim światłem na górze.
4. Beznamiętnie przeszedł przez ulicę w niedozwolonym miejscu.
5. Stanął twarzą w twarz z Duchową Policją.
6. Odwiedził dołek.
7. Wraz z pierwszym promieniem słońca zniknął z celi, przy czym wywołał wielki raban w strukturze policyjnej, podtrzymując tradycję żydowskich ucieczek.

Duszkiem go nie wzięli.


MOnuMENTY:

I. Monumenty
II. Momenty
III. MOnuMENTY

2 myśli w temacie “II. Momenty”

Podziel się ze mną swą opinią!