Krzesła I – Tajemnica

|Wstęp, który możesz pominąć :)|

Nigdy nie byłem na żadnej kolonii. Autentycznie, przez niemal 20 lat swego życia ani razu na takową się nie wybrałem. Sytuację miałem, obóz piłkarski co roku przypominał o sobie niczym niewyprowadzony pies, bądź niedojedzona lazania.

Ale jakoś nigdy nie pojechałem.

Mój entuzjazm można odczytać jednakowo, lecz sam określiłbym to raczej mianem minimalistycznej obojętności.

Obojętny byłem do czasu.
Zazwyczaj nieugięty, lub jak napisałem „minimalistyczny”, nie zwykłem rajdować, a elitarne miejscówki, jeżeli były położone poza zasięgiem komunikacji miejskiej, zwyczajnie odpuszczałem.

DSC00193

Do tego miejsca jednak pojechałem.
Być może aby zaspokoić swą duszę pod względem nigdy nie odbytej kolonii, a być może z nudów.

Bies wie.

Krzesła I – Tajemnica

DSC00265

Początkowo jakby nieśmiało, lecz po chwili całkiem pewnie, dźwięk codziennej pieśni zwiastującej początek dnia przebił się przez otwartą na oścież okiennicę przysłoniętą młodym drzewem sosny.
Kontakt z wilgotną poduszką przywrócił Andrzejowi świadomość. Domknął buzię, obrócił się na plecy i krzywiąc się niezmiernie otworzył oczy. Dzień zapowiadał się dosyć dobrze, głównym zwiastunem było przerzedzone przez sylwetkę sosny światło wpadające do izby.
Chłopak spojrzał na swego współlokatora. Rok starszy Krystian nadal spał, nie wydając żadnej większej oznaki życia, poza tęgim, jak na swój wiek, basowym chrapaniem.

DSC00254

Siedząc chwilę na pościelonym już łóżku, Andrzej starał się dobudzić, powtarzając w myślach plan nowego dnia.
Za niecałe pół godziny uda się na śniadanie, składające się z zupy mlecznej oraz tostów z parówkami. Godzinę po posiłku rozpocznie się rozciąganie z niezwykle gibkim jak na 58 lat instruktorem. Natomiast po gimnastyce będzie się działo.
Codzienny turniej tenisa stołowego, czyli główna atrakcja kolonii o tymże profilu.
Na samą myśl Andrzeja przechodziły ciarki. I to nie takie lekkie, jak podczas wyjątkowo okropnych wizji, lecz potężne, wstrząsające całym ciałem. Od stóp do głów, generalizując.

Turniej był tu czymś w rodzaju rytuału, po którym zwycięzca mógł sobie pozwolić na więcej niż inni przez następne 24 godziny, do czasu kolejnej edycji i wyłonienia jego następcy.
Jednak jak to w życiu bywa, nie zawsze każdy ma równe szanse. Andrzej nigdy nie był asem, lecz robił widoczne postępy. Od przyjazdu poprawił swój serwis, nadając mu lekkiej rotacji, coraz lepiej prowadził wymiany, lecz zbyt często zagrywał nieprecyzyjnie, w siatkę, lub dając możliwość starszym i silniejszym kolegom do wykonania tak zwanej „ściny”.

Nadszedł czas by to zmienić, powiedział sobie w duchu.

Idąc na świetlicę, minął kolonijny bufet o dosyć dziwnej nazwie „Szałas”. Gdy chłopcy pytali się dlaczego został tak nazwany, bufetowy odpowiadał „…nie wiem!„. Teraz Andrzej widział jak mężczyzna uwija się przy rozkładaniu leżaków oraz krzeseł.

Pewnie znowu zaspał i teraz robi to na ostatnią chwilę – pomyślał.

Trójkątny domek bufetu leżał pół minuty od budynku świetlicowo-wyżywieniowego, zatem chwilę potem chłopak stawił się w sali jadalnej.

Cały wolny czas tego dnia chłopak poświęcił na zagrywkę w punkt. Z pełnym brzuchem szło mu ciężko, rzadko kiedy piłeczka szła w ustalone miejsce. Lecz gdy już szła, była nie do odbioru.
Dobry początek, powtarzał.

DSC00196

Gdy nadszedł turniejowy czas, młodzian postanowił, iż sprawdzi nowo nabytą umiejętność. Faza „grupowa” nie była dla niego problemem – ustawiany z samymi świeżakami doszedł do ćwierćfinału bez porażki, pokonując rywali „do zera”. Ani razu jednak nie zagrywał według nowej koncepcji, gdyż każda wygrana przychodziła ot tak, po prostu.
Podczas losowania ćwierćfinałów, Andrzej nawet nie usłyszał gdy jego imię pojawiło się do pary z rok starszym współlokatorem. Poszedł do umówionego stolika, rozprostował palce i… spojrzał w twarz rywalowi.

Tego się nie spodziewał.

Ogarnął go paraliż, pierwszą partię przegrał doszczętnie.

Jeżeli w następnej się nie postawię, będę skończony – pomyślał.

I wyobraził sobie, że nie gra przeciwko najlepszemu graczowi na kolonii, a zwyczajnie odbija piłeczkę od ściany, i im lepiej zagra, tym większe prawdopodobieństwo, iż po odbiciu od ściany, piłka zatrzyma się na siatce.

Wszystko zaczęło iść pomyślnie, poranne ćwiczenie zagrywki w punkt dało mu prowadzenie, gdyż o dziwo trafiał tam gdzie chciał.
Po dłuższej chwili usłyszał jedynie okrzyki zdziwienia, na twarz wpełzł mu nieśmiały uśmieszek. Po raz pierwszy zaszedł tak daleko, w dodatku wyeliminowując faworyta.
Czuł, że to był jego dzień.

Walka półfinałowa okazała się być o wiele łatwiejsza niż wszystko dotąd. Uskrzydlony wielką wiktorią chłopak parł naprzód niczym buldożer. Zwycięstwo to nie było spektakularne, ale pozwoliło mu wejść do finału.
Finał zgodnie z tradycją odbywał się po skromnym drugim śniadaniu. gdy uzupełnianie pokładów energii dobiegła końca, wszyscy uczestnicy kolonii zebrali się przed świetlicą. Czekano bowiem na wejście finalistów.
Kilka minut później wszyscy byli w środku, Wielka Dwójka już się rozgrzewała.
To starcie nie miało faworyta, obaj uczestnicy byli bowiem debiutantami finału.
Żaden z nich nie miał większej ilości przychylnych kibiców, gdyż byli zwyczajnym, cichymi chłopakami, nikomu nie wadzącymi, zazwyczaj chowając się na poboczu wszelkich inicjatyw.

Pierwszą rundę wygrał Andrzej, lecz trwała ona wyjątkowo długo ze względu na bardzo wyrównany poziom meczu. Druga poszła w podobnych okolicznościach dla rywala.
Po niej zarządzono krótką przerwę. Zazwyczaj się tego nie robi, lecz ten finał był wyjątkowo zaciekły.
-Ten mecz przejdzie do historii kolonii, nie sądzisz? – zagaił do Andrzeja rywal.
-Jak dla mnie, już przeszedł. – odrzekł z uśmiechem. – Powodzenia.
-Tobie również.

Po krótkiej rozmowie budującej morale wznowiono rozgrywkę. Trwała ona drugie tyle i wciąż nie mogli wyłonić zwycięzcy. Po krótkiej i jednomyślnej naradzie sztab obwieścił werdykt.
-Dzisiejszego dnia mamy dwóch czempionów, brawa dla Andrzeja i Andrzeja!

DSC00220

Andrzej podszedł do rywala.
-Ciekawe, co nas czeka w związku z tym…
-Też mnie to nurtuje, niedługo się przekonamy.

Po dłuższej chwili na odczekanie aż opadną emocje, chłopców wezwał dyrektor.
Jego kanciapa, wymalowana ciepłymi barwami, rzadko kiedy gościła więcej niż dwie osoby. Ludzie wchodzili tu pojedynczo, a zwycięzca turnieju też zawsze był jeden.

-Chłopaki… – przemówił – Jak zapewne już wiecie, czeka na was coś wyjątkowego. Temu, kto odniósł zwycięstwo, przydzielamy na pewien czas prywatny domek, w którym znajdują się pewne…przywileje. Oczywiście dostęp do niego macie obaj… Tutaj są kluczyki, o nic nie pytajcie, miłego czasu.
Po czym uśmiechnął się dziwnie i wygonił ich -poza gabinet.
-Pora zobaczyć, co na nas czeka! – stwierdził Andrzej.

Już z zewnątrz było widać, iż nie jest to zwyczajna kwatera. Domek większy niż reszta, do tego położony na samym końcu ośrodka. Nikt oprócz szczęśliwców nie próbował się tu nawet zapuszczać.

-Jeszcze tylko jedno przekręcenie kluczyka….mamy to!
-Łooo, ile żarcia…

Wchodząc do przedpokoju na lewo znajdowała się kuchnia, w której porozstawiana była ogromna ilość łakoci. Po prawej zaś, wchodziło się do pokoju, lecz jego drzwi na ten moment pozostawały zamknięte.
Badając przestrzeń chłopcy odkryli klucz wielkości dłoni pod jedną z misek z chipsami. Chwilę później otwierali drzwi do zamkniętego wcześniej pomieszczenia.
3 przekręcenia, 5, 10… Drzwi ani drgnęły.
-Może to nie jest klucz do tych drzwi?
-A może, to nie jest zamek, w który powinno się go wsadzić? Poszukajmy wskazówek.

Szukali czegokolwiek przez następne kilkanaście minut, lecz na nic nie mogli trafić.
W końcu wrócili do drzwi.
Po chwili badania masywnej przeszkody, jeden z chłopców odkrył w ozdobie zasuwkę.
-Mam coś, weź przyłóż klucz!
Ruch ten okazał się strzałem w dziesiątkę, albowiem drzwi natychmiast się rozsunęły, a oczom dzieciaków ukazał się niewielki pokój z sofą, szafą oraz plakatami, które zajmowały znaczną część ścian. Po chwili zobaczyli, że na plakatach widnieją wizerunki wykonawców popowych, słuchanych w 90% przez dziewczyny.

DSC00246

-Ale..jak to? Krystian tego słucha?!
-Na to wygląda, jak dotychczas tylko on tu wchodził…
-Niemożliwe, ale to by wyjaśniało jego gniew gdy odpadł. Pewnie uświadomił sobie, że ktoś odkryje jego sekret.
Po chwili śmiechu chłopaki otworzyli szafę, w której oprócz odtwarzacza płyt CD wraz z dorobkiem niektórych z osobistości na plakatach znaleźli konsolę Pegasus i kilka „topowych” gier.
-Miazga!
-Ale będzie grane!

Tego wieczora, mając pod nosem tyle atrakcji, zaprawdę trudno było zasnąć Andrzejom.
Gdyby chociaż chcieli pójść spać, zapewne w końcu by padli w objęciach Morfeusz, lecz sęk w tym, że była to ostatnia noc i następnego dnia o 18 musieli się pożegnać z tym miejscem.
Świetny finisz, prawda?

DSC00260


Nikt by jednak nie przypuszczał, że ojciec Krystiana będący szefem firmy, do której należy ów ośrodek, zrobi tak wielki raban po skardze swego syna, że całe wczasowisko szlag trafi.
Można? Jak widać aż nadto…


last

Autoportret kombinowany

Podziel się ze mną swą opinią!