H


– Mam ochotę na urbex.
– W sumie… Ostatni raz byłem… w lutym? Kupa czasu, niemal rok.
– Dziwne, a masz coś?
– Być może, niebawem dam znać.


Na początku było jasno. Bardzo jasno. Stanowczo zbyt kurewsko jasno.
Jak dla demona, rzecz ciemna.

OCZYWIŚCIE.

Mesharmeglanidyus Ferotricyan zrozumiał.
Tego, że uda mu się wyjść cało, nie brał nawet pod uwagę. Zdumiony był nawet, że jego świadomość wciąż funkcjonuje. Jak było z powłoką solną, tego nie czuł i nie wiedział. Za dużo czynników do uwzględnienia, co automatycznie kończyło się fiaskiem. Póki co pozostawał mu krytycznie rzęsisty byt, który potencjalnie ma swój koniec, lecz zawsze nieznany.
Wraz z nieprzebraną jasnością dookoła odczuć można było letnie ciepło. Nic wielkiego, ale było to kolejnym niesprzyjającym czynnikiem dla demonicznej istoty. Jak niepowszechnie wiadomo, wszelkie twory zła należy utożsamiać z pewnymi procesami chemicznymi opierającymi się na bazie toksycznej soli, stąd też nazwa powłoki. Rzecz to niezwykle logiczna, gdyby przeanalizować niektóre uzusy behawioralne wśród owych kreatur, acz niekoniecznie tak domyślna, albowiem owa solna toksyczność objawia się w momentach bliżej nieokreślonych, losowych wręcz przypadkach, które naznaczają potężną część zjawisk poczuciem stłamszenia.
Letnie ciepło było więc czymś ewidentnie nieprzyjemnym dla Mesharme-Fa, gdyż w cieple, sól znacząco zyskuje, uwydatniając się w procesach zachodzących w organizmach zwykłych wszeteczników, a bardziej dosłownie – w ludzkim pocie; zimno zaś dopomaga w utwardzeniu struktury. Obecna sytuacja nie była w najmniejszym stopniu korzystna dla Solnego Pana, gdyż nie zezwalała na żadną z wyżej wymienionych roszad, toteż wskaźnik rozsierdzenia aż rozsadzało, tryskając krystalizującym się roztworem na wsze strony.
Sam breweriusz nie znał jeszcze do końca swej sytuacji, gdyż pierwszy raz przyszło mu się regenerować.
A wcale nie było tak patowo.
Czytaj dalej H

Krzesła III – Panoptykony

Poniższe opowiadanie jest trzecią i ostatnią częścią trzeciej partii cyklu „Krzesła”.


Młody mężczyzna o krzepkiej budowie ciała ostrożnie wszedł do pomieszczenia, starając się, aby srebrna taca wypełniona po brzegi najrozmaitszymi frykasami, którą dzielnie niósł, nie uszczupliła swych zasobów. Na jednym z dwóch połączonych ze sobą łóżek leżała kobieta w wieku podobnym do przybysza. Otworzony balkon przepuszczał dźwięki z zewnątrz, choć wydawało się, że potężny koncert insektów bez problemu przewierciłby się przez każdą okoliczną ścianę. Jednak bez otwartych okien zwyczajnie się nie dało wytrzymać, gdyż w niewentylowanym pomieszczeniu duchota prędko dawała się we znaki.
Postawiwszy tacę na stoliczku, mężczyzna opadł z wyraźną ulgą koło kobiety. Czytaj dalej Krzesła III – Panoptykony

Krzesła III – Brak

Poniższe opowiadanie jest drugą częścią trzeciej partii cyklu „Krzesła”.


Wakacje, czasu bez liku, planów prawie tyle samo i jakoś tak dziwnie człowiekowi na duszy…
Specyficznej grupie ludzi na ustach zastygło pewne innowacyjne ułożenie ścian i okien, i w ogóle wielu innych rzeczy; bo właśnie to wszystko tak składnie zostało zebrane w kupę, że faktycznie było się czym zachwycać.
I los pokierował mymi drogami, że jakoś o miejscu się dowiedziałem.
I los sprawił, że zamiast po raz kolejny odłożyć perełkę w TEN kąt mózgu, gdzie uplasowane są rzeczy niewarte uwagi lub niechciane, zyskałem możliwość odwiedzenia go w momencie zwanym”złotą godziną”.
Wszystko potoczyło się bardzo szybko, niespodziewanie, a ja sam byłem w owym okresie (na skutek owych wydarzeń) osobą niespełna rozumu, o bardzo niskim wskaźniku rozumu i godności człowieka. Tak czy inaczej umówiłem się ze swoim kompanem bardzo zgrabnie.
Brzmiało to mniej więcej tak: Czytaj dalej Krzesła III – Brak

Krzesła III – Jedna noc…

Poniższe opowiadanie jest pierwszą częścią trzeciej partii cyklu „Krzesła”.


Jedna noc…

Zawsze lubiłem wakacje. A przynajmniej jako dziecko. Przeczekiwanie całego roku szkolnego, natarcia zimy, pod koniec zmagania z własną wolą w trakcie pierwszych ciepłych miesięcy… I zawsze ta sama radość, że w zamian za systematyczny wysiłek nareszcie nadszedł czas nieograniczonej zabawy oraz, niekiedy, podróży. Pamiętam, że jeszcze podczas końcówek oczekiwań nic nie wpływało na mnie pozytywniej niż wydłużający się dzień wraz z kooperacją wizualno-wonną kwitnącej czereśni. Potem oczywiście owo połączenie zostało analogicznie zastąpione przez bardziej namacalny zamiennik, a konkretniej degustację pochodzących z tegoż drzewa wspaniałych owoców. Tak. Czytaj dalej Krzesła III – Jedna noc…

Krzesła II – ???

Poruszając się w tematyce wakacyjno-wypoczynkowej (dla niektórych jestem spóźniony, lecz niektórzy, w tym ja, mają jeszcze kilka dni laby) temat należy wyczerpać w 2/3.
Czemu tak? Albowiem cykl „Krzesła” ukazać się miał pierwotnie w dwóch częściach, lecz przypadkowym przypadkiem trafiłem na kolejny trzymający gardę ośrodek i ostatecznie, choć nieprędko, ukaże się jeszcze jedna odsłona.
W przyszłości może nawet kolejne, zobaczymy co czas przyniesie.
Z życiem.

Po pierwszym ogłoszeniu parafialnym.

Krzesła II – ???

Dnia owego ekscytacja objawiała się na czerwono. Trójka przybyszy powitana godną ulewą w MniejIsitotnymMieście na koncie miała 1.
Ażeby konto zasilić do 2 czas nadszedł na działanie.
Szeroką, cienką, dziurawą i głośną przeszkodę przebyli, bo jak tak w ogóle można?

Szeroki lub gęsty (dylematy śmiertelnika) dywan trawy leżał na swoim miejscu. A miejsce było jakieś takie umarłe, choć na każdym kroku widziany był ruch. Nietuzinkowy, czasem szybki, lecz na ogół zielony. Trochę statyczny, do czasu gdy odetchniesz z ulgą.
Bredzę? Zdarza się.

Przynajmniej wiem, co powiedzieć.

Budynków było kilka. Coś około 5, ale różnie bywa gdy człek podąża w amoku. Nie jestem w stanie wytłumaczyć jak działa halucynogenne powietrze.

dsc00281

Czytaj dalej Krzesła II – ???

Krzesła I – Tajemnica

|Wstęp, który możesz pominąć :)|

Nigdy nie byłem na żadnej kolonii. Autentycznie, przez niemal 20 lat swego życia ani razu na takową się nie wybrałem. Sytuację miałem, obóz piłkarski co roku przypominał o sobie niczym niewyprowadzony pies, bądź niedojedzona lazania.

Ale jakoś nigdy nie pojechałem.

Mój entuzjazm można odczytać jednakowo, lecz sam określiłbym to raczej mianem minimalistycznej obojętności.

Obojętny byłem do czasu.
Zazwyczaj nieugięty, lub jak napisałem „minimalistyczny”, nie zwykłem rajdować, a elitarne miejscówki, jeżeli były położone poza zasięgiem komunikacji miejskiej, zwyczajnie odpuszczałem.

DSC00193 Czytaj dalej Krzesła I – Tajemnica

Nawiedzenie

Trzecia połowa maja, z dala od cywilizacji.

-Syneeek, pójdź po mleko do wuja. – zawołała matka.
-Zaaaraz, dokończę rozdział. – odparł syn.
-Lepiej się pośpiesz, jeżeli chcesz mieć posiłek na czas.
-Dobrze no, już idę. Czytaj dalej Nawiedzenie

Destrukcja w konstrukcji

|Wstęp|


Marzec był miesiącem pod znakiem ośrodków, pensjonatów, czy też innych kolonii. Choć wielkim pasjonatem dalekich rajdów w pogoni za coraz to lepszymi, elitarnymi miejscami nie jestem, to muszę przyznać, że tym razem, aby odwiedzić kilka „lepszych” lokalizacji pokonałem o wiele więcej kilometrów niż przyjąłem w zwyczaju. (lecz nadal o milion mniej niż belgijsko-francusko-niemiecko-kazachscy rajderzy)
Bardziej niż wszelkie tony znakomitego wyposażenia, oczy me raduje przyroda w miejscach, które odwiedzam. Każdą zieleń lub pajęczyny i kurz cenię sobie ponad wszystkie elementy wyposażenia. Oczywiście, ma ono wielki wpływ na otoczenie i bardzo miło jest znaleźć nieruszony przez szabrowników budynek, ale to jednak natura świadczy o czasowym przeżarciu.

Połowa marca za przysłowiowym pasem, opuszczonych miejsc jednak brak. Pierwsza okazja nadarzyła się podczas comiesięcznego wypadu na Pomorze.
Zmierzyć mi przyszło się z pensjonatem, w którym pewna anomalia do jego kresu doprowadzić chciała.

Dodam, że teren jest nadzwyczaj oblepiony wszelką maścią militariów, a miasto, w którym się znajduje, to jeden z najpopularniejszych kurortów, zatem trafienie na opuszczony ośrodek dotychczas graniczyło z cudem.

Do rzeczy. Czytaj dalej Destrukcja w konstrukcji

Bestia Alchemika

ON

Teraz stary i zły, o samotności nie ma mowy. Skierowany odgórnie przez krewnych do przytułku, potraktowany niczym najbardziej plugawy zwyrodnialec, choć wszyscy znali powód jego ucieczki od społeczeństwa. On wie dlaczego to zrobili, jeszcze nie skończył swej przygody z tym światem. Jeszcze da Im popalić.

trucizna Czytaj dalej Bestia Alchemika