Od dziecka wysokość była moim wrogiem. Czasem uginały się pode mną kolana, niekiedy były to zawroty głowy. Za każdym jednak razem moja reakcja na przyjęcie do świadomości położenia względem ziemi wyglądała niemiło.
Z wiekiem jakby to ustępowało, zacząłem podejmować ryzyko mniejsze, takie jak wejście na dach szkoły, lub większe, jak zwiedzanie opuszczonych wieżowców.
Świętej pamięci Foton [*] wraz ze swą klatką schodową i otwartymi szybami windowymi potwierdzą me słowa.
Zahartowało mnie to na tyle, iż przestałem zwracać uwagę na możliwe czarne scenariusze pojawiające się w mej głowie i z chęcią wdrapywałem się tam, gdzie niejeden spojrzy ze smutkiem i tęsknotą. No bo i tak kiedyś wszyscy umrzemy, nieprawdaż?
Szukając wrażeń we śnie, mój mózg wygenerował pewną historię. Od kilku dobrych lat stoi w Warszawie pewien opuszczony wieżowiec. Nim postawiono Pałac Stalina był on najwyższym szczytem w stolicy, szczycąc się wysokością 66(,6)m. W stanie remontu jest lat milion, zatem wielu śmiałków pokusiło się o zdobycie tego wzniesienia.
Pewnego słonecznego dnia nadeszła kolej na mnie.
Sam nie wiem jak znalazłem się w środku, biorąc pod uwagę status budynku. We śnie wiele może się zdarzyć…
Zatem jestem, na wąskiej klatce schodowej i pnę się do góry stopień po stopniu. Piętra nie skrywają raczej niczego, co by mnie zainteresowało. W skrócie: totalna pustka, pył i wiele materiałów budowlanych.
Mimo to zatrzymuję się kilka razy aby sfotografować ciekawe detale. Po setkach schodków jestem już prawie u celu. Potem była chyba drabina i swobodne wyjście na dach.
Robi wrażenie, co?
Dawno nie czułem takiego wiatru we włosach.
Dawno nie byłem tak wysoko.
Po chwili podziwiania w bezruchu zacząłem przyglądać się różnym partiom stolicy. Ludzie wyglądali jak mrówki z tej wysokości. A może to były mrówki? Nie wiem, w tym śnie wszystko mogło być możliwe. Bardzo dobry widok na centrum, wszystkie młodziutkie względem bohatera tego odcinka wieżowce były stąd widoczne.
Ostre światło i lekkie podmuchy wiatru nagle do mnie przemówiły. Zamknąłem oczy, rozłożyłem skrzydła, skoczyłem.
Metr przed zderzeniem z ziemią się obudziłem.