Sportowa Warszawa

Na skróty przez post

Opuszczone hale sportowe należące do jednego z bardziej rozpoznawalnych stołecznych klubów.


Sportowa Warszawa


Będąc małym grzdylem, rok szkolny znaczył tyle, ile nagromadzone w nim wydarzenia sportowe. Razem z kolegami przez większość szkoły podstawowej największą radość czerpaliśmy z piłki nożnej oraz zawartej w tym sporcie rywalizacji. Wstawanie o wczesnej godzinie w Wielkanoc, aby odbyć trening przygotowawczy do nadchodzącego turnieju szkolnego to jedna z tych inicjatyw, które po latach wspominamy z potężnym sentymentem.
Osobiście nigdy nie unikałem zajęć wychowania fizycznego, a wręcz szukałem dodatkowych okazji, aby uprawiać sport w czasie wolnym, co przełożyło się na niejeden sukces na scenie warszawskiej. Oprócz piłki nożnej nie trenowałem jednak niczego profesjonalnie, choć większość sukcesów odniosłem w lekkoatletyce.

No witam! ( ͡° ͜ʖ ͡°)


Liczne wizyty w obiektach sportowych sprawiły, że od zawsze czaiłem się na urbex w tym klimacie. Opuszczone hale sportowe? Ta przejęta przez naturę w Prypeci lub sala gimnastyczna w szpitalu Stoczni Gdańskiej pojawiały się niekiedy w moich snach, kusząc niemożebnie. Ostatecznie jednak przyszło mi zwiedzić coś zachowanego w o wiele lepszej kondycji niż powyższe, zlokalizowanego niemalże pod nosem, gdyż w mym rodzimym mieście.

opuszczona hala sportowa
Pierwsza fotografia, tuż po wejściu.

Dowiedziawszy się o istnieniu takiego miejsca od jednego z instagramowych znajomków, rozpocząłem poszukiwania. Po minucie od wpisania pierwszego słowa w wyszukiwarce Google, zapisywałem już koordynaty na mapie. Przydała się sportowa przeszłość oraz znajomość położeń poszczególnych placówek. Pozostało dogranie terminu, poszło równie konkretnie.


Będąc na miejscu, w biały dzień, przy bardzo ruchliwej ulicy, trzeba było kombinować. Główne wejście odpadało, należało szukać jakiejś luki, gdyż płot nie należał do przyjemnych w przeskakiwaniu. Dodatkowo, w jedynym potencjalnie dogodnym do wejścia miejscu stał van, w którym przebywał wyjątkowo cieciopodobny starzec. Obszedłszy całe ogrodzenie, musieliśmy jednak poczekać, na szczęście tylko chwilę.

Wejście i pierwsze chwile


Przedzierając się przez zarośla zrozumiałem, że obiekt jest opuszczony od naprawdę długiego czasu. Miało to sens – ostatnie wzmianki o klubie słyszałem, gdy chodziłem do gimnazjum. Tym bardziej zdziwił mnie stan wnętrz, gdyż oprócz wyprutych kaloryferów ostała się pokaźna część wyposażenia.

Największe wrażenie zrobiły na mnie dwie hale, gdyż reprezentowały dokładnie to, co miałem w głowie przez tyle lat. Pierwsza, o mniejszym rozmiarze oraz zimniejszej kolorystyce przypominała mi tę, na którą czaiłem się podczas swych wizyt w Gdańsku. Druga zaś, rozmiarem nawiązywała do prypeckiej, choć wizualnie była o wiele nowsza. Zanim przeszedłem do dalszej części obiektu, musiałem obfotografować dokładnie każdy zakątek.


Kontynuacja eksploracji reszty obiektu

Gdybym miał poprzestać na tych dwóch salach, nie czułbym niedosytu. Wręcz przeciwnie – wizualnie byłem zaspokojony, jednak wiedziałem, że całość jest o wiele większa i czeka tu na mnie i mój aparat mnóstwo zakamarków.

Jedną z rzeczy, która mnie zaskoczyła, była sztuczna szczęka w szafce. Kolejną niespodzianką okazały się plakaty promujące koncert brytyjskiego zespołu heavy metalowego Iron Maiden, który darzę wielkim sentymentem.

Trudno jakkolwiek nazwać tę sekcję, gdyż pomieszczenia rehabilitacyjne przeplatane były bardzo dziwnymi komnatami. Prawdopodobnie dzięki temu nie miało się odczucia, że chodzisz w kółko, choć wiele pokojów tonęło w monotonności powtarzalnego schematu.

Podziemia w dużym skrócie

Po chwili nadeszła jednak pora na podziemia. Powiem szczerze: zapomniałem swej czołówki i zwiedzanie niektórych z pomieszczeń wymagało wyjątkowej ostrożności. Przykładowo, poniżej wątpliwej wytrzymałości podłoża zalegała woda i można było do niej wpaść. 🙂

Brak mocnego źródła światła oraz statywu to przyczyny mniejszej ilości zdjęć w tej części. Nie chciałem wchodzić na wartości ISO powyżej 8000, gdyż wiedziałem, że zdjęcia z ręki przy takich czułościach nie zadowolą mnie.
Podziemia nie były duże, a zatem prędko powróciłem na górę, tym razem kierując się w stronę wyższych pięter.

powyżej parteru

Im wyżej, tym ciekawej. Ponad parterem nadal występowało wiele pustych przestrzeni, lecz nawet te były ciekawe, choćby kolorystycznie. Ponadto, natrafiałem na więcej przedmiotów, niekiedy historycznych dla obiektu.

W pewnym momencie natknęliśmy się na pokój, w którym leżało kilkanaście zeszytów szkolnych (na zdjęciu jedynie kilka) zapisanych jednym słowem: konfident. Większość z nich była zapisana w pewnym stopniu, lecz kilka z nich można określić słowem „wypełnione”. Znając naturę dzieci, domyślam się, że każdy z nas doświadczył niegdyś donosicielstwa, a niektórzy z nas być może nawet wcielali się w tę rolę. 😉

Sekcja zapaśnicza?

Ostatnimi pomieszczeniami do zwiedzenia w budynku były siłownia, solarium, kilka saun oraz potencjalna sekcja zapaśnicza. Przechodząc przez kolejne progi nie mogłem oprzeć się wrażeniu, że wewnątrz obiekt ten jest kilkukrotnie większy niż na to wygląda. A co lepsze, nieopodal znajdował się również stadion, który zostawiam na koniec.

Stadion

Choć największy stadion, na którym grałem, to stadion młodzieżowy Legii Warszawa, to ten również zrobił na mnie wrażenie.
Od lat nie rozgrywano tu spotkań, a trybuny kompletnie zarosły. W kilku miejscach dostrzegłem jabłonie i spróbowałem nawet jednego owocu – był zaskakująco dobry, choć na pewno nie był pryskany.


Eksploracja tego obiektu była dla mnie niezwykle sentymentalna, gdyż sport do dziś pozostaje wielką i istotną częścią mojego życia. Cała wizytę odebrałem jednak dość ambiwalentnie – pomimo spełnienia niegdysiejszego marzenia (opuszczone hale sportowe w autorskim reportażu), w duszy odczuwałem smutek powiązany z upadkiem oraz niszczeniem całego kompleksu.
A tak swoją drogą: oby Polacy wyszli z grupy, gromiąc Hiszpanów oraz Szwedów! :))


Autoportretowy/samojebkowy bonus

Krew ratuje!

Podziel się ze mną swą opinią!