H


– Mam ochotę na urbex.
– W sumie… Ostatni raz byłem… w lutym? Kupa czasu, niemal rok.
– Dziwne, a masz coś?
– Być może, niebawem dam znać.


Na początku było jasno. Bardzo jasno. Stanowczo zbyt kurewsko jasno.
Jak dla demona, rzecz ciemna.

OCZYWIŚCIE.

Mesharmeglanidyus Ferotricyan zrozumiał.
Tego, że uda mu się wyjść cało, nie brał nawet pod uwagę. Zdumiony był nawet, że jego świadomość wciąż funkcjonuje. Jak było z powłoką solną, tego nie czuł i nie wiedział. Za dużo czynników do uwzględnienia, co automatycznie kończyło się fiaskiem. Póki co pozostawał mu krytycznie rzęsisty byt, który potencjalnie ma swój koniec, lecz zawsze nieznany.
Wraz z nieprzebraną jasnością dookoła odczuć można było letnie ciepło. Nic wielkiego, ale było to kolejnym niesprzyjającym czynnikiem dla demonicznej istoty. Jak niepowszechnie wiadomo, wszelkie twory zła należy utożsamiać z pewnymi procesami chemicznymi opierającymi się na bazie toksycznej soli, stąd też nazwa powłoki. Rzecz to niezwykle logiczna, gdyby przeanalizować niektóre uzusy behawioralne wśród owych kreatur, acz niekoniecznie tak domyślna, albowiem owa solna toksyczność objawia się w momentach bliżej nieokreślonych, losowych wręcz przypadkach, które naznaczają potężną część zjawisk poczuciem stłamszenia.
Letnie ciepło było więc czymś ewidentnie nieprzyjemnym dla Mesharme-Fa, gdyż w cieple, sól znacząco zyskuje, uwydatniając się w procesach zachodzących w organizmach zwykłych wszeteczników, a bardziej dosłownie – w ludzkim pocie; zimno zaś dopomaga w utwardzeniu struktury. Obecna sytuacja nie była w najmniejszym stopniu korzystna dla Solnego Pana, gdyż nie zezwalała na żadną z wyżej wymienionych roszad, toteż wskaźnik rozsierdzenia aż rozsadzało, tryskając krystalizującym się roztworem na wsze strony.
Sam breweriusz nie znał jeszcze do końca swej sytuacji, gdyż pierwszy raz przyszło mu się regenerować.
A wcale nie było tak patowo.
Czytaj dalej H