I. Monumenty

Nie jestem osobą religijną. Szczerze mówiąc, bliżej mi do apostazji niż jakiejkolwiek próby utożsamienia się z wiarą. Łatwo zatem wywnioskować, iż na kamienne płyty z wyrytymi danymi osobowymi patrzę rzadko. Nie pamiętam nawet, kiedy ostatni raz byłem na jakimkolwiek cmentarzu (nie licząc wizyt w celu, hm, no sami wiecie jakim*), lecz doprawdy musiało to być jeszcze w czasach niepodważalnej zależności.
Pewnego razu zdarzyło się jednak inaczej. Co lepsze, zdarzenie to miało miejsce w okresie zwiększonej aktywności wokoło tych konkretnych obiektów.
A więc wybrałem się na cmentarz. Dla pewnej grupy osób zapewne w tym momencie zacząłby się nieopanowany ból pewnej partii ciała odpowiadającej, między innymi, za defekację. Próżno bym dodawał, że ów cmentarz jest z grubsza opuszczony oraz przeznaczony dla żydowskiej części (byłego) społeczeństwa. Stało się, nie będę zaprzeczał. Istotny jest fakt, że nie dokonałem wcześniej wspomnianego czynu samotnie, a z kimś o podobnych poglądach, zatem wymiar kary powinien być szerzej rozpowszechniony. 🙂

dsc03571 Czytaj dalej I. Monumenty

Gory-ny-cz

3:27, powoli robi się jasno.

Czekamy, obserwujemy, zabezpieczamy. Nie ma mowy o zamuleniu, stopniowo wzbiera we krwi adrenalina. Micklas już na terenie, w krzakach, ja – Weyk, na drzewie, Hristph ustawia kolce. Wszystko dopracowane, lecz zawsze trzeba mieć jakiś margines.
Na taki skok zaczynamy się szykować zazwyczaj jakieś dwa tygodnie wstecz. Najpierw przelot bojowym dronem, zrzut mobilnej jednostki infiltracyjnej, obserwacja stanowisk i terenu. Potem oczywiście trzeba jakoś wydostać szpiega i skupić się na szczegółowym planie zdobycia celu.
W tym wypadku nie było inaczej, schematy cieciowskich obchodów udało się poznać przy pierwszym wylocie i nie było to nic skomplikowanego. Na koniec pozostawało dociągnięcie wejścia do budynku, z czym mieliśmy największy problem, gdyż dzień przed skokiem załatano upatrzoną wcześniej dziurę w oknie na parterze. Z poziomu ziemi wszystko inne również było niedostępne, największe prawdopodobieństwo wejścia pozostawało poprzez wyższe piętra.
Siedząc na drzewie wyciągnąłem latarkę i po chwili zmagań z gwintem odkręciłem soczewkę. Genialna i kompaktowa opcja pozwalająca na przekształcenie źródła światła w przybliżający monokular i tym razem nie zawiodła. Wysokość, na której się znajdowałem pozwoliła mi na odkrycie pewnego istotnego faktu. Budynek, który obraliśmy za cel akcji od południowej strony posiadał kilka „balkonów”. Owym istotnym faktem było połączenie z drabinami. Najdalej położony balkon miał uchylone drzwiczki okna, zatem jeśli się nie okaże, że drabina jest ucięta na wysokości dla nas niedostępnej, wtedy mamy idealne wejście.

dsc02665
Czytaj dalej Gory-ny-cz