Pies Ydur

-Ziom, gdy pierwszy raz podchodzisz do obiektu, pamiętaj – nic na siłę. Sekunda a możesz zakończyć swoją przygodę. Chyba wiesz o czym mówię?
-Ta, mniej więcej. Ale czy to znaczy, że mam wyzbyć się instynktu?
– Niekoniecznie, byle byś tylko skupiał odpowiednio wzrok. Refleks i stabilizacja też robią swoje, zwłaszcza jeśli musisz szybko podjąć decyzję.
-Spoko. Atakujemy?
-Let’s do it.
Wyskok, podciągnięcie, przełożenie ciężaru, obrót, zwolnienie blokady, lądowanie. Dwumetrowy płot za nimi, a wszystkie te wyryte w podświadomości ruchy zajęły mniej niż sekundę.
Teraz, gdy są na obcym terenie, serce pompuje krew dwa razy szybciej, a wyostrzone zmysły wzroku i słuchu w kooperacji wyłapują każdy najmniejszy ruch czy szelest.
Po chwili pełnej niepewności, czy aby ich wtargnięcie na teren pod szczególną ochroną nie zostało przez nikogo zauważone, dwójka mężczyzn postanawia podjąć bezpośredni szturm pierwszego budynku.
-Leć, osłaniam – szepnął wyższy i zmienił błyskawicznie pozycję.
Po chwili obaj stali przy oknie zastawionym dyktą i kawałkami szyby, zgrabnie usuwając prowizoryczną blokadę. Pół minuty, i znowu do obiektu nie ma bezpośredniego wejścia, a oni są w środku krótkiego łącznika, nasłuchują.
Z prawej strony kłódka w łączniku, lewa to początek prostopadłego korytarza, długiego na niemal 100 metrów. Co dziwne, drzwi są tylko po lewej stronie, w kilkumetrowych od siebie odstępach.
-Strasznie tu…cicho.
-A czego się spodziewałeś, imprezy w opuszczonym budynku?
-No wiesz o co mi chodzi. Nieważne, czasu jest mało, lepiej zaczynajmy.
Rozstawiwszy sprzęt, niższy rozpoczął swój stoicki taniec.

Wkroczyli do pierwszego pomieszczenia.

-Stary, trzymaj mnie.

DSC01917

Pokój był niewielki, taki skromny gabinet. Jednak tym, co poruszało był ludzki porządek. Segregatory ustawione na półce zgodnie z alfabetem, przez krzesło przewieszona robocza kurtka, długopis leżący na notatniku niczym myśl, której nigdy nie udało się wydostać z atramentowego wkładu. Wszystko to, i jeszcze więcej zahibernowane od dobrych kilku lat, kalendarz wskazuje rok 2009.
Otrząsnąć się z szoku nie było łatwo, zwłaszcza, że każde kolejne dostępne pomieszczenie było w podobnej kondycji.

DSC01980 DSC01978 DSC01971

Miejscami leżały kawałki złuszczonej farby, dotrzymując towarzystwa cienkiej warstwie kurzu i tworząc jednocześnie uczucie pewności. Pewności, że przybysze wkroczyli do oazy spokoju, odkryli miejsce, w którym czas płynie wolniej, a oni sami są niewidzialni.
Stojąc w przejściu ostatniego pomieszczenia przy długim korytarzu, niższy nagle wyłapał jakiś dźwięk, zawahał się.
-Ej, stój…słyszysz?
-Nie, ale, że co mam słyszeć?
-Takie machanie… Nie mam pojęcia, co to. Chodźmy wyżej.
-No dobra, dziwne.

Drugie piętro mieściło pracownicze szatnie, prysznice oraz stołówkę.
Wyblakłe naklejki piłkarskie na przeżartych przez rdzę szafkach, zasłony liźnięte przez wilgoć, okruszki tynku na stołach. I kosz z butelką o kolorze siarki.
Owo piętro nie zatrzymało czasu i naturalnych procesów, choć widać, że o swoje walczyło.

DSC02020DSC02012 DSC02002 DSC02005

Na ostatniej kondygnacji szalał niegdyś huragan. Kafelki odchodzące od podłogi, chciały nauczyć się skakać, lecz gruba pokrywa zieleni wyraźnie ostudziła fantazje kolegów. Jedno długie pomieszczenie przedzielone toaletami, tabliczka przy wejściu głosi „szatnie”. Dziwne, bo te były jakby poziom niżej, a tu nie ma niczego, co potwierdzałoby chwilę wcześniej napotkaną informację.

DSC02041

Budynek biurowo-szatniowy okazał się wielce ciekawy, choć im wyżej, tym większy wpływ czasu było widać. Idąc dalej tą logiką poziom -1 powinien skrywać całkowicie dziewiczą przestrzeń.
Pewnie dlatego, że był zamknięty na cztery spusty.

Zbadawszy każdy dostępny zakamarek, mężczyźni skierowali się do szczeliny, dzięki której udało im się zbadać pierwszy budynek kompleksu. Wtem jeden przystanął.
-Machanie, mówiłeś? Jakiś świst, czy coś w tym stylu. Taki odległy, przytłumiony. Cholera, a co jak po wyjściu nas capną?
-Nie ma opcji, ale zachowaj czujność.

Po wyjściu rzeczywiście nikt ich nie capnął. Idąc główną drogą po chwili dotarli do dużej wnęki, na końcu której ukazała się drabina. Męska decyzja, krótkimi gestami uformowali szyk i ruszyli przeprowadzić desant kolejnej hali. Będąc na dachu nie mogli znaleźć ani jednej dziury, dzięki której dostaliby się do części, dostępnej przez łącznik biurowy, gdyby nie kłódka. Po chwili skakania i podciągania wymieszanego z ostrożnym stąpaniem natrafili na pierwszą propozycję, którą jednak szybko odrzucili.
-Popatrz, gdyby tak po tej rurze i potem na dół…
-Pojebało cię? To są ze cztery metry jak nic, wystarczy, że rura padnie i po nas.
-Chodź dalej, coś musi być.
Jak powiedział, tak też było. Po kilkunastu metrach odkryli kolejną wybitą szybę, za którą mieściły się kawałki żelastwa od elektryki, kilka wilgotnych sklejek, a pod tym wszystkim szklane kafelki.
Narada.
-Powoli, tu też może być kilka metrów, jak coś to na czworaka.
Niższy zwiadowca przeszedł tym dziwnym korytarzem lawirując pomiędzy przewodami i pordzewiałymi częściami od jakichś maszyn. Uszedł około pięciu metrów, koniec. Przepaść, 3 metry w dół. Powrót.
-Stary, 3 metry…to jakaś budka, może cieciówka? Ma sens, co myślisz?
-To, że warto by zajrzeć przez dziurę za tobą.
-O.
-Słyszysz? Staraj się iść po wspornikach.
-Rzuć czółówę… Cooo, sterownia chyba, 2,5 metra, ale 1,5 do pulpitu maszyny więc jest jak zejść. Poczekaj, ja pierwszy, zostawiam sprzęt.
Po minucie obaj byli w niewielkim pomieszczeniu sterowniczym, długim może na 5 metrów i szerokim na 2. Na ścianach i czarnych od sadzy szybach tej dziwnej budki poprzyklejane były ilustracje z tzw. „świerszczyków”. Rok 1989, bobry.
-Typowy zakład – szeptem oznajmił niższy, tłumiąc śmiech.
-Dawaj dalej, potem tu wrócimy – odpowiedział wyższy puszczając kompanowi oczko.
Miał rację, wrócili tu szybko. Po wyjściu trafili na środek około dwustumetrowego korytarza, usianego 3 metrowymi drzwiami prowadzącymi do warsztatów. Pełne wyposażenie, maszyny, narzędzia, piły, śruby, woń oleju bo i beczki z olejem.

PZL - Wola

Trudno było się otrząsnąć z ciekawości, lecz mimo to pędzili naprzód odkrywając coraz lepsze atrakcje. Nie wiedzieć kiedy, korytarz przekształcił się w wielką halę o suficie zawieszonym wysoko nad ich głowami. Omamieni cudownym stanem warsztatów, nierozważnie parli przed siebie, zupełnie nie wsłuchując się w otoczenie, kompletnie olewając narastający odgłos. Dopiero gdy echo hali spotęgowało ten jeden, krótki, lecz donośny dźwięk, przybysze rzucili się do tyłu niczym wystrzeleni w procy. Zabarykadowani w pomieszczeniu sterowni i wspólnie oparci o drzwi nasłuchiwali.

Minęło dobre kilkaset sekund, oddech już się wyrównał.
-CO. TO. BYŁO.
-Kurwaaa, mówiłem!
-Dawaj spierdalamy, zaraz będzie ciemno, nie zostanę tu dłużej.
-Szkoda, straszna, ale masz rację, trzeba się prędko wynosić.

Niecałe pięć minut później skakali przez drut kolczasty, ani razu nie usłyszeli machania.

*

Wyskok, podciągnięcie, przełożenie ciężaru, obrót, zwolnienie blokady.
-Aj, kurwa!
Pordzewiały drut kolczasty z kawałkiem nogawki w zębach szczerzył się do intruzów.
-Nie ma czasu, wszystko ok? – spytał niższy.
-Ta, to tylko draśnięcie. Zaraz przejdzie, ale zajebiste wejście.
-Czekaj, nie podnoś się.
Skrzypienie kilka metrów od nich, na rowerze przejechał stary ochroniarz, po czym skręcił za budynkiem. Akurat w kierunku, w którym mieli się udać.
-Dobij do ściany a ja będę go miał na oku – przekazał, lecz po chwili dodał – zniknął staruch, jak to możliwe, droga ma z 400 metrów długości, powinien być jak na dłoni.
-Chodźmy to sprawdzić.
-Wyszli zza zakrętu, doszli do znajomej wnęki i w momencie, w którym zeszli z drogi, w budynku obok ktoś włączył muzykę. Spojrzeli na siebie zdziwieni i równie bystro jak poprzednim razem podjęli decyzję o tymczasowym przeczekaniu sytuacji na dachu.
-Ty, a może wbijemy tam gdzie ostatnio?
-Do tego…czegoś?
-Dawaj, sam widziałeś jak małą część tej hali zwiedziliśmy ostatnio.
-Dobra, ale tym razem ostrożniej.
Ostatnie słowo wymówił bardzo mocno, jakby bał się, że źródło tajemniczego machania władało całym tym kompleksem, mając dostęp do ich podświadomości i gdzieś tam w głębi pociągając za odpowiednie sznureczki, zwabiając ich w pułapkę.
Na szczęście jeden z nich umiał poskromić swoją fantazję i jak dziecko ciekawe świata szedł po tym dziwnym dachu, chcąc za wszelką cenę odkryć pozostałe zakamarki, do których poprzednim razem nie dotarli.
Po chwili zeskakiwali już do sterowni wyłożonej nagimi panienkami.
-Dawaj teraz w lewo, może uda się to obejść.
-W sumie niegłupi pomysł.
Odkryli jeszcze kilka takich sterowni, każda miała przypisany swój warsztat. W ostatnim pomieszczeniu zamiast narzędzi i maszyn leżała wysoka, ponad 3 metrowa sterta śmieci. Przez niebieskie świetliki wpadała znikoma ilość światła tworząca „aurę” meliny. Co dziwne, zapach towarzyszący śmietnisku nie różnił się od tego w pozostałych pomieszczeniach.
Na względnie lewym końcu korytarza można było pójść w prawo do zamkniętego łącznika z budynkiem biurowym, lewo do zamkniętych drzwi, bądź popatrzeć na zamknięte drzwi, zza których jeżeli tylko przyłożyć ucho można by wychwycić przytłumiony dźwięk muzyki. Po dojściu do końca lewej odnogi korytarza, eksploratorzy na sekundę stanęli, aby przeskoczyć nad chaotycznie pozostawionymi taczkami i dzięki temu do ich uszu doszło ciche, miarowe pikanie.
-Alarm, czy co?
-Może czujka? Chociaż nie, to bez sensu…
-Drzwi, jak każde – zamknięte. Chyba nawet lepiej, kto wie czy z rozpędu nie wpakowalibyśmy się wprost na jakieś badziewie.
-Ta. To co, zostaje nam epicentrum poprzedniego koszmaru?
-Jak nic, jedziemy.
Nieśpiesznym krokiem ruszyli z powrotem w kierunku, z którego przyszli. Po chwili minęli wyjątkowo męską sterownie, przeszli obok zerwanego z sufitu okablowania.

DSC03124

Do pechowej hali zostało zaledwie kilka kroków, a póki co nie zauważyli żadnych niepokojących zjawisk. Przed nimi ukazały się rzędy pięciometrowych drzwi.

DSC03032

Ciemna komora, w środku nieznana maszyna i podnośnik, na końcu refleks szyby. Obok każdej takiej komory znajdowały się drzwi do pomieszczeń sterujących. Całość tworzyła coś na kształt wcześniej napotkanych warsztatów, ale nieco bardziej zaawansowanych.

DSC03035DSC03039DSC03064DSC03063 DSC03056 DSC03052 DSC03047DSC03040 DSC03036

Po przebadaniu znaczącej części hali, jeden z eksploratorów dojrzał dziwny kształt pod płachtą. Bez zastanowienia podniósł osłonę, westchnął. Przed nim stał imponujący silnik wysokości dorosłego mężczyzny, szerokość ponad metr, cały pokryty olejem. Oboje stali jak wryci, czegoś takiego się nie spodziewali. Samolot? Łódź? Brak wiedzy w tej dziedzinie nie pozwolił im dopasować danego okazu do konkretnej maszyny, niemniej jednak, był to widok odbierający mowę.

DSC03041nap

Gdy osłupienie powoli mijało, przybysze dokończyli badanie dużej hali. Odkryli jeszcze kilka niezidentyfikowanych maszyn, ogromną suwnicę i całą masę ptasich odchodów. Zagadka powoli się wyjaśniała, ale być może odpowiedź na pytanie „co ich poprzednio wykurzyło?” tkwiła w dalszej części zakładu.

DSC03070

Po drodze do łącznika hal natrafili na zejście do podziemi. Są miejsca, których należy unikać, zwłaszcza, jeżeli w trocinach leżą świeże odchody. Bynajmniej nie gołębie. W migającym świetle awaryjnym widok ten wzbudził nieco kontrowersji.

DSC03113

Napędzeni atrakcyjnością miejsca i lekko popchnięci przez podziemne znalezisko, przeszli do kolejnej hali. Pierwszym, na co zwrócili uwagę, zaraz po nieopisanej ilości wszelkiego żelastwa, od narzędzi, po maszyny i różne wózki, był fakt, iż pod sklepieniem świeciły się lampy.
-Skoro jest światło, to ktoś tu zagląda. Trzeba uważać.
-Pod suwnicą po lewej kamera, szybko przez ten odcinek.
-Kurna, ile tu narzędzi, części, szaf pancernych…
-No, ładny magazyn, ale nie wiem czy to dobrze.
-Zaraz się przekonamy.

DSC03075 DSC03073
Hala ta pod względem powierzchni przebijała poprzednią na oko dwukrotnie, lecz trudno było stwierdzić rzeczywistą skalę biorąc pod uwagę, iż maszynowe komory zajmowały co najmniej połowę poprzedniczki.

DSC03084 DSC03082DSC03106DSC03105 DSC03100 DSC03096 DSC03090 DSC03088

Czasu na grzebanie w tych wszystkich rzeczach nie było, zatem mocno przyspieszyli zwiedzanie. Po zbadaniu większości doszli pod zauważoną wcześniej kamerę, jak się okazało odłączoną od prądu, zatem obawy szybko zniknęły. Ich myśli zajął jednak inny problem.
-Chodzimy i chodzimy, pełno tu sprzętu, ale gdzie jest przejście do dalszej części hali? Czy wszystkie te drzwi muszą być zamknięte? Przecież według mapy zwiedziliśmy zaledwie 20%…
-Masz rację, ale spokojnie, cofnijmy się pod wschodnią ścianę, może tam będzie jakiś przesmyk.
Wrócili się i doszli do momentu, w którym wyrosło przed nimi ogrodzenie z napisem „Magazyn BHP”.

DSC03080

Dalej na wschód drogi nie było, północne drzwi przy magazynie również stały niewzruszone. Zaskakiwał perfekcyjny stan półek przy magazynie, wszyskie narzędzia leżały w pudełkach, idealnie oświetlone przez dużą ilość żarówek w tej sekcji. Niższy poruszył się niespokojnie i szeptem przemówił do towarzysza:
-Stary, dziwnie tu. Mam wrażenie, że ktoś nas obserwuje…
-E tam, nikogo przecież nie ma, słyszelibyśmy.
-No, może… Tak czy siak nie przejdziemy, a niedługo się ściemni, ja bym się powoli wycofywał.
-W takim razie wracajmy.

DSC03121

DSC03116
Po chwili marszu zawitali do znajomej kanciapy sterującej. Powoli wdrapali się na górę, wyszli przez okno na dach. Będąc przy drabinie do ich uszu dotarło machanie, wprost pod budynkiem.
-Kurwa, co jest?
-Cii, zobaczę co to.
Wyższy zerknął ostrożnie na dół, odwrócił się i podszedł do kumpla.
-Jak dla mnie to czysto.
-To co, schodzimy?
-Zjedzmy i można spadać.
Po dziesięciu minutach obaj byli już na dole, szli w stronę drogi. Wychodząc zza zakrętu w twarz zionął im zimny, machający wiatr i nagle zostali otoczeni przez psy. Szur szur, szur szur – zwierzęta machały ogonami niczym jeden organizm, obchodząc dookoła ofiary.
YDURRR – zagrzmiało
Psy zniknęły, został jeden. Warczący stwór rozmiaru owczarka niemieckiego skoczył na niższego zwalając go z nóg, zaskomlał i zniknął.
-Żyjesz?
-Ta, co się stało?
-Nadział się chyba na twoją rakietę… to znaczy statyw, zobacz, koło łokcia masz kła.
-Psionik… Niezła iluzja.
-Psy może nią były, ale ta czwórka ochroniarzy biegnąca w naszą stronę to raczej nie iluzja, wstawaj!
Wyższy pomógł wstać niższemu i pognali na złamanie karku w stronę płotu.
Tym razem niższy porwał nogawkę.

DSC02049-2

Podziel się ze mną swą opinią!