Wkraczając w mrok

1

A więc brnę.
W tych cholernie nieprzeniknionych ciemnościach.
Będąc poniekąd zagubionym, lecz stawiając pierwsze kroki nie mam o tym najmniejszego pojęcia.
Mój wyrok ma dopełnić się w ciągu kilkunastu dni chwil.
Jestem skończony.

Czytaj dalej Wkraczając w mrok

II. Momenty

…i dzień w noc przeszedł.
Upiornie chuda, starsza kobieta siedziała sama w komnacie. Na stole obok niej leżało ledwo już parujące jadło, a w piecu niecierpliwie trzaskało drewno.
Trzęsącą się z poddenerwowania ręką staruszka chwyciła w dłoń zasłużony kaszkiet.
Oby tym razem się udało. – pomyślała.

dsc03594 Czytaj dalej II. Momenty

I. Monumenty

Nie jestem osobą religijną. Szczerze mówiąc, bliżej mi do apostazji niż jakiejkolwiek próby utożsamienia się z wiarą. Łatwo zatem wywnioskować, iż na kamienne płyty z wyrytymi danymi osobowymi patrzę rzadko. Nie pamiętam nawet, kiedy ostatni raz byłem na jakimkolwiek cmentarzu (nie licząc wizyt w celu, hm, no sami wiecie jakim*), lecz doprawdy musiało to być jeszcze w czasach niepodważalnej zależności.
Pewnego razu zdarzyło się jednak inaczej. Co lepsze, zdarzenie to miało miejsce w okresie zwiększonej aktywności wokoło tych konkretnych obiektów.
A więc wybrałem się na cmentarz. Dla pewnej grupy osób zapewne w tym momencie zacząłby się nieopanowany ból pewnej partii ciała odpowiadającej, między innymi, za defekację. Próżno bym dodawał, że ów cmentarz jest z grubsza opuszczony oraz przeznaczony dla żydowskiej części (byłego) społeczeństwa. Stało się, nie będę zaprzeczał. Istotny jest fakt, że nie dokonałem wcześniej wspomnianego czynu samotnie, a z kimś o podobnych poglądach, zatem wymiar kary powinien być szerzej rozpowszechniony. 🙂

dsc03571 Czytaj dalej I. Monumenty

Gory-ny-cz

3:27, powoli robi się jasno.

Czekamy, obserwujemy, zabezpieczamy. Nie ma mowy o zamuleniu, stopniowo wzbiera we krwi adrenalina. Micklas już na terenie, w krzakach, ja – Weyk, na drzewie, Hristph ustawia kolce. Wszystko dopracowane, lecz zawsze trzeba mieć jakiś margines.
Na taki skok zaczynamy się szykować zazwyczaj jakieś dwa tygodnie wstecz. Najpierw przelot bojowym dronem, zrzut mobilnej jednostki infiltracyjnej, obserwacja stanowisk i terenu. Potem oczywiście trzeba jakoś wydostać szpiega i skupić się na szczegółowym planie zdobycia celu.
W tym wypadku nie było inaczej, schematy cieciowskich obchodów udało się poznać przy pierwszym wylocie i nie było to nic skomplikowanego. Na koniec pozostawało dociągnięcie wejścia do budynku, z czym mieliśmy największy problem, gdyż dzień przed skokiem załatano upatrzoną wcześniej dziurę w oknie na parterze. Z poziomu ziemi wszystko inne również było niedostępne, największe prawdopodobieństwo wejścia pozostawało poprzez wyższe piętra.
Siedząc na drzewie wyciągnąłem latarkę i po chwili zmagań z gwintem odkręciłem soczewkę. Genialna i kompaktowa opcja pozwalająca na przekształcenie źródła światła w przybliżający monokular i tym razem nie zawiodła. Wysokość, na której się znajdowałem pozwoliła mi na odkrycie pewnego istotnego faktu. Budynek, który obraliśmy za cel akcji od południowej strony posiadał kilka „balkonów”. Owym istotnym faktem było połączenie z drabinami. Najdalej położony balkon miał uchylone drzwiczki okna, zatem jeśli się nie okaże, że drabina jest ucięta na wysokości dla nas niedostępnej, wtedy mamy idealne wejście.

dsc02665
Czytaj dalej Gory-ny-cz

Czas

W pewnej wsi, z dala od obskurnej anomalii znanej szerzej jako miasto, było sobie nienormalne miejsce. Niektórzy nazwą je muzeum, inni skansenem, natomiast autorowi doprawdy przypominało skrawek Białego Sadu.
Składał się on z 3 chat, 2 wiatraków oraz 3 tajemniczych niby-posągów. Wszystko zamknięte na głucho, zarośnięte.
Niby nic fenomenalnego, lecz gdybyś drogi Obserwatorze legł na polu, zamykając przy tym oczy, mógłbyś już się nie dobudzić. I nie grasował tu wcale żaden nikczemnik zarzynający odpoczywających wędrowców, lecz miejsce po prostu emanowało aurą nadzwyczajnego spokoju oraz harmonii. Leżąc, słyszałeś szum drzew oraz odgłosy wydawane przez miejscową faunę przecinane szeptem wiatru.
Idealne miejsce aby oczyścić umysł, któryś zabrudził przez zbyt długi pobyt w mieście.
Lecz o tym jeszcze pod koniec.

dsc03475 Czytaj dalej Czas

Krzesła II – ???

Poruszając się w tematyce wakacyjno-wypoczynkowej (dla niektórych jestem spóźniony, lecz niektórzy, w tym ja, mają jeszcze kilka dni laby) temat należy wyczerpać w 2/3.
Czemu tak? Albowiem cykl „Krzesła” ukazać się miał pierwotnie w dwóch częściach, lecz przypadkowym przypadkiem trafiłem na kolejny trzymający gardę ośrodek i ostatecznie, choć nieprędko, ukaże się jeszcze jedna odsłona.
W przyszłości może nawet kolejne, zobaczymy co czas przyniesie.
Z życiem.

Po pierwszym ogłoszeniu parafialnym.

Krzesła II – ???

Dnia owego ekscytacja objawiała się na czerwono. Trójka przybyszy powitana godną ulewą w MniejIsitotnymMieście na koncie miała 1.
Ażeby konto zasilić do 2 czas nadszedł na działanie.
Szeroką, cienką, dziurawą i głośną przeszkodę przebyli, bo jak tak w ogóle można?

Szeroki lub gęsty (dylematy śmiertelnika) dywan trawy leżał na swoim miejscu. A miejsce było jakieś takie umarłe, choć na każdym kroku widziany był ruch. Nietuzinkowy, czasem szybki, lecz na ogół zielony. Trochę statyczny, do czasu gdy odetchniesz z ulgą.
Bredzę? Zdarza się.

Przynajmniej wiem, co powiedzieć.

Budynków było kilka. Coś około 5, ale różnie bywa gdy człek podąża w amoku. Nie jestem w stanie wytłumaczyć jak działa halucynogenne powietrze.

dsc00281

Czytaj dalej Krzesła II – ???

Bariera

Z góry uprzedzam, iż jest to wpis mocno chaotyczny. Spokojnie, następny będzie gorszy.

DSC03328
W ciągu ostatnich miesięcy udało mi się zapomnieć co znaczy określenie lęk wysokości. W ogóle dużo udało mi się zapomnieć.
Nawet jeżeli znałbym definicję owego lęku, wejście na niektóre budowle powoduje przełamanie Bariery, co jest zjawiskiem magicznym i rzadko spotykanym. Czytaj dalej Bariera

Krzesła I – Tajemnica

|Wstęp, który możesz pominąć :)|

Nigdy nie byłem na żadnej kolonii. Autentycznie, przez niemal 20 lat swego życia ani razu na takową się nie wybrałem. Sytuację miałem, obóz piłkarski co roku przypominał o sobie niczym niewyprowadzony pies, bądź niedojedzona lazania.

Ale jakoś nigdy nie pojechałem.

Mój entuzjazm można odczytać jednakowo, lecz sam określiłbym to raczej mianem minimalistycznej obojętności.

Obojętny byłem do czasu.
Zazwyczaj nieugięty, lub jak napisałem „minimalistyczny”, nie zwykłem rajdować, a elitarne miejscówki, jeżeli były położone poza zasięgiem komunikacji miejskiej, zwyczajnie odpuszczałem.

DSC00193 Czytaj dalej Krzesła I – Tajemnica

Nawiedzenie

Trzecia połowa maja, z dala od cywilizacji.

-Syneeek, pójdź po mleko do wuja. – zawołała matka.
-Zaaaraz, dokończę rozdział. – odparł syn.
-Lepiej się pośpiesz, jeżeli chcesz mieć posiłek na czas.
-Dobrze no, już idę. Czytaj dalej Nawiedzenie